Spacer w chmurach
Tak, tak, dzisiejszy dzień to spacer w chmurach i nie mam tu na myśli spaceru z głową w chmurach, czyli przysłowiowego fantazjowania tylko w dosłownym znaczeniu. Na szlak wyruszyliśmy (ja, Kamil i mój wierny druh Frosti) całkiem wcześnie bo parę minut przed siódmą, górka nie wysoka, taka w sam raz na poranny rozruch. Naszym celem tego dnia był szczy Móskardahnúkur (807metrów). Od samego początku miłą niespodziankę sprawił mi szczeniak Frosti, bo pomimo, że wciąż cierpi na chorobę lokomocyjną i czasem zdarza mu się rzucić pawia, to dziś nawet się nie oślinił.
Właśnie! O mały włos bym zapomniał. Jako, że są to moje pierwsze wypociny to może zacznę od przedstawienia mojego psa-szczeniaka, mieszańca rasy Border Collie i czegoś tam jeszcze. Pisze "czegoś tam" celowo, bo biorąc szczeniaka od obcej osoby nie miała ona pojęcia kim byli rodzice, a my ciesząc się że będziemy mieli pieska nie wnikaliśmy zbytnio. Dziś możemy powiedzieć, że na pewno maczał w tym palce Border Collie i prawdopodobnie owczarek Islandzki. Wzięliśmy go na początku marca i miał wtedy zaledwie 4-5 tygodni, tego też dokładnie nie wiemy, ale kto by tam wnikał, radość z posiadania małego futrzaka nas kompletnie rozwaliła.
Także jak już poznaliście mojego psa to możemy wracać do sedna sprawy, czyli naszych chmur,
a właściwie spaceru w chmurach. Jak już wspomniałem na początku, na szlak wyszliśmy kilka minut przed siódmą. Wejście na szczyt i z powrotem zajęło nam niespełna trzy godziny i trzeba przyznać, ze było to raczej spacerowe tempo. Już od samego początku wiedzieliśmy, że z widoczków nici, chmury były tak gęste i wisiały tak nisko, że miało się wrażenie iż można je wykręcać i pić wodę wprost z nieba.
Na szczęście obyło się bez opadów, jedynie silny, przenikliwy wiatr wiejący ze wschodu dawał się we znaki. Sama droga na szczyt nie wydaje się trudna, jedynie z początku jest dość strome podejście, które następnie przechodzi w dość łagodne nachylenie. Od samego wejścia na szlak droga usiana jest krzewinkami jagód i bażyny poprzerastana czasem mchami i wełnianką, by następnie diametralnie zmienić swój wygląd w trakt usiany łupkami skalnymi przypominającymi potłuczoną terakotę. Szczyt Móskardahnúkur leżący na końcu masywu Esja jest tworem wulkanicznym pochodzącym sprzed 1-2 milionów lat, a jego ryolitowe łupki dają uderzający kontrast do czarnych bazaltów oraz złudne wrażenie, że szczyt cały czas lśni w promieniach słońca. Z samej góry rozciąga się wspaniały widok okolicę oraz na dwa pozostałe szczyty Móskardahnúkur (732m i 787m) . Trasę 7,5 kilometra w obie strony można pokonać od trzech do czterech godzin. Link do trasy na gps można znaleźć TU
Do zobaczenia na szlaku!